czwartek, 14 lipca 2016

Tomasz Greniuch: Rzeź wołyńska



Rzeź wołyńska jest dziś bezspornym faktem. Jej przebieg z najkrwawszymi detalami możemy prześledzić, otwierając każdy tematyczny portal. W słoneczne dni lipca Internet obiegają barbarzyńskie obrazy, na których najczęściej niemowlaki poddawane są wymyślnym torturom rodem z horroru klasy „B”. Jakaś samo-masochistyczna spirala opanowuje wówczas prawilnych użytkowników Internetu, którzy z dumą podkreślają, „ginęli, bo byli Polakami” i równie ochoczo, co bezrefleksyjnie deklarują: „Ukrainiec nie jest moim bratem!”, – jest to niestety ich jedyna geopolityczna oferta skierowana na wschód. Tymczasem te impulsywne deklaracje, dyktowane emocjami, a nie zdrowym rozsądkiem, często zimnym i beznamiętnym, lecz leżącym u podstaw realnej polityki, leży w interesie dwóch odwieczne rozgrywających w tej części Europy – Rosji i Niemiec.

Rzeź wołyńska w rozpatrywanym kontekście ma wiele cech wspólnych z tzw. „pogromem w Jedwabnem”. Oba wydarzenia rozegrały się w miejscu i czasie, w którym oprawcy nie byli samodzielnym polityczno-prawnym podmiotem, jeśli w ogóle byli podmiotem. Byli raczej przedmiotem, przedmiotem umiejętnie kierowanym przez rzeczywisty podmiot miejsca i czasu, jakim byli Niemcy. W obu przypadkach rozlew krwi mógł być powstrzymany natychmiast przez sprawny aparat wojskowy III Rzeszy. Zaniechanie jednak wpisuje się w odwieczną geopolityczną strategię Niemiec, polegającą na rozpalaniu etnicznych antagonizmów. Jeśli nawet rzeź na Wołyniu swym bestialstwem przerosła oczekiwania Niemców, a Ukraińcy jak mało która nacja skłonni są do podobnych okrucieństw, to bezspornym jest fakt, że inspiratorami byli właśnie Niemcy, którzy wyreżyserowali ten okrutny „spektakl” mając pod „ręką” idealnych do tego celu „aktorów”. Dziś oglądając barbarzyńskie obrazy rzezi wołyńskiej, niewątpliwie silnie oddziaływające na emocje, musimy pamiętać nie tylko o sprawcach, ale przede wszystkim o inspiratorach. Dając się nieść emocjom sami spychamy się w kłębowisko etnicznych antagonizmów, które uniemożliwiają nam wynieść się, jako naród, ponad przeciętność. W relacjach międzysąsiedzkich nadal tkwimy w tym kłębowisku, które szerokim łukiem obchodzą jego inspiratorzy — Niemcy i Rosjanie, dzieląc ponad naszymi głowami strefy wpływów, które z „tytułu urodzenia i tożsamości” powinny ciążyć ku Polsce. Dziś jest to Ukraina, jutro może być Białoruś. Na naszych oczach oddala się perspektywa wciąż dziś realnej idei Międzymorza, która bez realnej polityki kolejny raz stanie się jedynie sennym rojeniem. Odwieczni „bratankowie” – Węgrzy, to wciąż zbyt mało, żeby myśleć o trwałym podmiocie geopolitycznym. My musimy zmierzyć się z Ukraińcami, Węgrzy z Rumunami, pozostali Chorwaci i Serbowie, bez których idea jest nic niewarta.

Każdy wymieniony musi zmierzyć się z antagonizmami, które przez wieki narosły i narastać będą w interesie Niemiec. Na koniec trzeba przytoczyć szerszy ustęp z pracy „Dwie płaszczyzny nacjonalizmu” Adama Doboszyńskiego: Do stłumienia powstania warszawskiego użyli Niemcy dywizji SS, złożonej w dużej części z Ukraińców; dywizja ta, dowodzona przez oficerów niemieckich, dopuszczała się szczególnych okrucieństw w czasie walk na Ochocie, a po jej zajęciu powierzyli Niemcy tej właśnie dywizji eskortowanie ludności, ewakuowanej z Warszawy do Pruszkowa, przy czym ukraińscy SS-manni dopuszczali się znów straszliwych gwałtów i rabunków. W pojęciu Niemców, którzy już od lat stu systematycznie dążą do śmiertelnego skłócenia Polaków z Ukraińcami, taktyka zastosowana w Warszawie była celowa; każdy natomiast Polak, który podkreśla dziś z lubością (a czynią to miliony Polaków), że to właśnie Ukraińcy gnali Warszawian do Pruszkowa, właśnie Ukraińcy dopuszczali się gwałtów itp., kontynuuje zamierzenia Niemców. Tak jest, kontynuuje, i słaba to pociecha, że czyni to w najlepszej wierze. Nie piszę tego bynajmniej dla usprawiedliwienia tych Ukraińców, którzy Niemcom służyli i gwałtów na Polakach się dopuszczali, i zioną do nas żywiołową nienawiścią, do której rozbudzenia przyczynili się i Niemcy, i Rosjanie, i my sami. Piszę to dla uzmysłowienia czytelnikowi polskiemu faktu, że jeżeli będziemy sami pomagali naszym wrogom spychać siebie w kłębowisko antagonizmów etnicznych, to widoki zorganizowania Międzymorza spadną do zera i mały etniczny narodek polski zostanie wcześniej czy później wchłonięty przez wschodniego, czy zachodniego sąsiada.

kierunki.info.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz